W śniegu i w lodzie

Styczeń na Kursie dla Kandydatów na Przewodników Tatrzańskich upływa pod znakiem kursów lawinowych. Podzieleni na nieduże grupy trenowaliśmy w otoczeniu Hali Gąsienicowej kluczowe techniki lawinowe, nieco więcej poniżej. Jestem pod wielkim wrażeniem tych dni i ludzi, z którymi dane mi było się spotkać.

Sam do niedawna miałem aktywny hamulec, który ograniczał moją działalność w Tatrach zimą. Szacunek do majestatu najwyższych gór pod śniegiem i lodem kazał mi spędzać zimę raczej w Beskidach. Ubiegłotygodniowe szkolenie było moim pierwszym tak gruntownym spotkaniem z tematyką lawinową, czy – szerzej mówiąc – aktywności górskiej zimą.

Podstawowy temat – lawiny

Szkolenie składało się z części teoretycznej i praktycznej. Od razu mieliśmy okazję sprawdzać w prawdziwym śniegu to, czego się nauczyliśmy. Instruktorzy Bogusia Chlipała, Maja Grzybowska i Wojtek Sowa nauczyli nas posługiwać się detektorem lawinowym, poszukiwać poszkodowanych w lawinisku i udzielać im pierwszej pomocy.

Przy okazji podstawowe przemyślenie z tej części: zawsze miejcie detektor zimą w Tatrach powyżej schronisk. Sprawdziłem na własnej skórze, czas odnalezienia detektora (co za tym idzie zasypanego) jest błyskawiczny w porównaniu do sondowania lawiniska, nawet jeśli masz kilkunastu ludzi z sondami. Sondowanie naprawdę nie jest ani łatwe ani lekkie. Zmęczone po jakimś czasie ręce  nie czują tak precyzyjnie.

Za to z detektorem idzie to zupełnie inaczej. Urządzenia te, jak wszystkie inne, szybko się rozwijają, dochodzą nowe funkcje, większy zasięg etc. Oczywiście trzeba umieć tego używać. Zasady są proste i szybko udaje się znaleźć zasypany pod śniegiem nadajnik.

Turystyka zimowa – w śniegu i lodzie

Drugi dzień szkolenia to podstawy wysokogórskiej turystyki zimowej. Warto odnotować, że do instruktorów dołączył Szymon Michlowicz, znakomity w kwestii zjeżdżania na wszystkim po pochyłym naśnieżonym stoku.

Zjeżdżanie na wszystkim jest fajne, ale przede wszystkim chodzi o to, żeby się zatrzymać. Kilka prostych ruchów czekanem pozwoli uniknąć kłopotów, ale żeby wyrobić automatyzm trzeba to trenować. W kółko.

Potem poszliśmy nad Zmarzły Staw, gdzie mieliśmy okazję powspinać się w lodzie. Kolejne nowe doświadczenie, kapitalne. Warunki pogodowe dla koneserów. Strasznie wiało i było bardzo zimno.

Przygoda fantastyczna.

IMG-20220120-WA0007

Przewodnik, czyli ten, za którym idę

Trzeci dzień to okazja do sprawdzenia tego wszystkiego, czego się nauczyliśmy. Wycieczkę w dość trudnych warunkach (lawinowa trójka powyżej 1750 mnpm) poprowadzili Michał Trzebunia i Tomek Nodzyński. Z Michałem, jak i poprzednio wymienionymi przewodnikami mieliśmy już możliwość się widzieć jesienią, natomiast do spotkania z Tomkiem była to pierwsza okazja.

Jest to człowiek wyjątkowy, oczywiście czytałem jego rozmaite artykuły w Tatrach czy przewodnik, ale spotkanie twarzą w twarz to zupełnie co innego. Najpierw wykłady. Superfachowa wiedza podana w taki sposób, że trudne tematy stają się jasne. W każdym slajdzie widać i czuć pasję. Już byłem pod wielkim wrażeniem.

Piątkowa wycieczka je jeszcze bardziej pogłębiła. Tomek to czysty profesjonalizm, wydestylowany i wytrawny. Gość jest dla mnie szefem w górach. Myślę, że jeszcze nikt na mojej przewodnickiej drodze nie był na tym poziomie.

Takim Przewodnikiem chciałbym choćby w jakimś stopniu być. Do roboty.