Mogło by się wydawać, że zimą w Tatrach życie zamiera. Warunki dla organizmów żywych stają się ekstremalnie trudne. To tylko pozory! Zimowe wyjście w góry na spotkanie z przyrodą jest fascynujące i na każdym kroku dzieje się coś ciekawego.
Zaczęliśmy od tropów. To przecież oczywiste, że na śniegu najlepiej namierzyć jakiegoś ryśka albo przedstawicieli watahy. Mistrz świata w tatrzańskiej przyrodzie, Antoni Zięba z TPN. Od razu namierzył odbite na świeżo łapy. Czy wiedzieliście o tym, że wilki idą po śniegu gęsiego? Kroczą po śladach tego pierwszego tak precyzyjnie, że patrząc na trop można odnieść wrażenie, że przeszedł tylko jeden. Nazywa się to fachowo sznurowaniem. Dopiero koło drzewa się rozeszły i zajęły znakowaniem terytorium. Z kolei ryś kiedy sunie po śniegu ma schowane pazury. Jego trop bardzo łatwo rozpoznać. Z kolei jak musi gdzieś podskoczyć, chwycić lepszą przyczepność na śniegu, to je wysuwa i działają jak raczki.
Zima to także doskonały czas, żeby przyjrzeć się temu jak tatrzańskie organizmy zdołały przygotować się do niskich temperatur i dużego śniegu. Wypracowały genialne strategie umożliwiające im przeżycie i wciąż je doskonalą. Przyroda jest niesłychana!
Niedźwiedzie i świstaki idą spać. Ale nie tak samo. Świstaki to straszne śpiochy, niedźwiedzie łatwo obudzić. Dlatego trzeba pilnować, żeby przy gawrach nikt się nie kręcił i zachęcać wszystkich do tego, żeby wyluzowali z fajerwerkami w Sylwestra.
A z Gęsiej Szyi idealnie widać to, w jaki sposób żyje las. Żyje wolno, zmienia się bez pośpiechu. Jest skomplikowanym, pełnym przenikających się zależności systemem. Jest w nim taka odwieczna mądrość, plan na przyszłość. Stare drzewa ustępują miejsca nowym. Jedne gatunki opiekują się drugimi. To fantastyczne móc to obserwować. Lasu trzeba się uczyć cały czas.