Pieniński Park Narodowy

W niedzielę byłem na Trzech Koronach z dzieciakami. To pewno ostatni moment, aby wejść na platformę unikając zgiełku, jaki towarzyszy temu miejscu latem.
Zaczęliśmy klasycznie, od lodów u Marysi (tam też skończyliśmy). Trasa wyglądała tak:

Ledwo się wyjdzie z Krościenka już jesteśmy na terenie Pienińskiego Parku Narodowego. Turystów jednak najwyraźniej w błąd wprowadza brak bramek wejściowych z poborem opłat i tylko jedna tablica z pięknie wyrysowanymi piktogramami. Będzie mały bulwers, nie chcesz, nie czytaj. Widzieliśmy ze trzy psy z właścicielami na terenie PPN i jeden rower również w towarzystwie właściciela. Warto chyba, aby nasza zabawa w rozszyfrowanie piktogramów stała się bardziej powszechna. Przekreślony Odyn (nasz owczarek niemiecki) oznacza, że nie wolno wchodzić z psem. Nie dlatego, że psy nie są fajne. Są genialne. Sami uwielbiamy łazić z Odynem po górach, ale do Parku brać go nie wolno. I już.
Zastanawiam się skąd się bierze taka totalna pogarda dla regulacji PPN. Mam wrażenie, że to dlatego, że PPN jest generalnie przyjazny. Nie szczerzy zębów, kiedy widzi turystów. Choć zapewne nie przychodzi mu to łatwo.
Nie można wieszać wszędzie tabliczek z zakazem wchodzenia z psami czy wjeżdżania na rowerach. Przecież to bez sensu. Trzeba poszanować te reguły. Jesteś w Krościenku z psem? Super! Nie musisz iść przecież na Trzy Korony. Idź na Lubań, na Przehybę. Idź tam gdzie nie łamiesz zakazu. Proste.
A Pieniński Park Narodowy jest najstarszy w Polsce. I choćby przez ten siwy włos na głowie należy się Pieninom od turystów odrobina szacunku. Nie po to profesorowie Szafer i Kulczyński w niełatwych warunkach międzywojennej Polski planowali i organizowali ochronę przyrody Pienin, byśmy to teraz bezsensownie psuli. I już. Koniec bulwersu.