Ta tajemnicza część świata pomiędzy doskonale wszystkim znaną Krynicą a coraz bardziej popularnymi Bieszczadami staje się moim coraz bardziej ulubionym kawałkiem świata. Wiążą się z nim mocne emocje, przeżycia nieosiągalne nigdzie indziej.
Po pierwsze historia. W Beskidzie Niskim każdy kamyk opowiada historię. I to historię fascynującą. O zamieszkujących te ziemie od wieków Łemkach. O tym, co działo się na tych łagodnych wzgórzach w brutalnym czasie I wojny światowej. O ludziach z całego ówczesnego świata, którzy zostali tu na zawsze. Nigdzie chyba indziej nie spotka człowiek takiej mozaiki. Jest przy tym absolutnie fenomenalna. W wielu miejscach mroczna i niepokojąca, to jednak wciąga jak dobry serial. Albo nawet lepiej.
Po drugie sztuka. Beskid Niski dał światu wyjątkowych artystów – tych dawno temu i tych bliżej nas. Zostawili po sobie znaki – dzieła współtworzone ręką Boga, dostępne dziś w cerkwiach, kapliczkach, przy drogach. Tacy są i byli artyści i rzemieślnicy Łemkowszczyzny – niezwykle uduchowieni, obcujący na co dzień z wyjątkowym pięknem. Mam wrażenie, że pozwalali się unosić jakiejś ekstatycznej fali napędzanej religią, przyrodą i talentem. Możliwość obcowania z ich spuścizną ciągnie mnie w tamte strony jak mało co.
Przyroda! To pewno najdzikszy kawałek Beskidów dzisiaj. Choć sto lat temu był zaludniony, z polami po same grzbiety gór. Teraz ta transformacja – historycznie taka bolesna – oferuje nam fenomenalną okazję do kontaktu z przyrodą, w której wszystko się przeplata, przewija, plącze. W Bieszczadach jest podobnie, ale inaczej.